NIECIERPLIWA

Zawsze byłam niecierpliwa. Od małego zamęczałam pytaniami: ,,Kiedy dojedziemy?”, „Za ile to będzie?”. Żeby tylko już się stało, żeby to czekanie nie męczyło. Kiedy odrabiałam lekcje, na kolanach czytałam równocześnie książkę, bo chciałam szybko się dowiedzieć , co dalej. Kiedy jechaliśmy z rodzicami pociągiem na wczasy podziwiałam ludzi, którzy godzinami siedzieli w bezruchu i patrzyli przez okno. Ja musiałam biegać do Warsu, od jednego przedziału do drugiego, od jednego okna do drugiego, czytałam, śpiewałam, nie mogłam się doczekać kolejnej stacji, wsiadających nowych pasażerów. Zanim tak naprawdę poznałam Jezusa, mojego Pana i Króla, nawet na Mszy świętej ledwo wytrzymywałam, bo kazanie za długie, a ja się wiercę, obciążam to prawą nogę, to lewą. Zerkam na zegarki sąsiadów bo sama nie posiadam. Zmówić różaniec, ech, wstyd się przyznać, nie mogłam dojść od ,,Zdrowaś Mario" do ,,śmierci naszej. Amen”. Zawsze odliczałam dni do wakacji, do Mikołaja. Kiedy mi się wybitnie nudziło liczyłam litery w wyrazach, które przychodziły mi do głowy.

A Symeon czekał cierpliwie na Maryję, Józefa i Jezusa. I się doczekał. Taka umiejętność czekania to dopiero cnota. Ja, która byłam niestety jej zaprzeczeniem, z pomocą Boga, uczę się świętej cierpliwości.

Czasem w polszczyźnie mówi się: ,,Twoje niedoczekanie!”. Cóż to za straszne przekleństwo! Doczekać się jest przecież spełnieniem. Ale doczekanie się może być też smutne, może nastąpić wielki zawód.

Kiedyś nie mogłam doczekać się spotkania z przyjaciółmi ze szkoły podstawowej. Pierwsze lata istnienia portalu „Nasza Klasa”... Umówione spotkanie, miejsce, czas, niecierpliwość... I... ta pierwsza chwila, uśmiech, łzy, przytulenia, uściski, klepnięcia w plecy, radość, drżenie serca. Choćby bez słów. Mocą wspólnoty, tej klasowej. I... okazuje się, że nie mamy sobie nic do powiedzenia. Że wszystko, na co czekaliśmy, wypaliło się w tym pocałunku, uścisku, klepnięciu, w pojedynczej łzie. Jedynie na co nas stać, to: ,,Co u ciebie?”. A w odpowiedzi: ,,Dużo trzeba by opowiadać”. I się nie opowiada. I się nie mówi. Nie było na co czekać, prócz tej pierwszej łzy. Ale gdybyśmy wiedzieli, nie czekalibyśmy?

A więc co... może lepiej nie czekać, tylko przeżywać tu i teraz to, co jest? Czekanie to nadzieja. Czekanie jest sztuką. Sztuką wypełnioną spokojem, radością. Wypełnioną Bogiem. W każdym moim czekaniu. Na dzieci wracające ze szkoły. Na wyjęcie biszkoptu z piekarnika. Na ważny telefon w sprawie pracy. Na wieczór i na letni poranek. Na wakacje. Na codzienną modlitwę.

Panie mój, a najbardziej, na spotkanie z Tobą! Jezu bądź uwielbiony w każdym moim oczekiwaniu. Bo Ty jesteś Początkiem i Końcem. Spełnieniem moich wszystkich marzeń i nadziei. Kocham Cię, Jezu!

 

egdo góry